Navigation Menu+

Jak wydać książkę?

Posted on maj 3, 2014

jakwydac

Pytanie klucz, które otwiera…


Nie, zasadniczo niczego nie otwiera. Efekt ma dokładnie odwrotny. Po wpisaniu frazy w Google’u wyskakuje nam trylion linków do for, po przestudiowaniu których jesteśmy pewni tylko jednej rzeczy – książki w Polsce wydać się nie da.

Ewentualnie…  jeśli mamy wyjątkowe szczęście… może własnym sumptem… pod skrzydłami jakiegoś wydawnictwa, które łaskawie pozwoli zapłacić nam za cały proces wydawniczy (a do tego weźmie jeszcze prowizję, bo przecież jakoś musi zarabiać).

Chyba, że mamy znajomości. Bo bez znajomości w Polsce ani rusz, ani roboty, ani książki, nic.

Bzdury.

Przede wszystkim dlatego, że wszystko jest dla ludzi. A poza tym, inni debiutują, prawda? Dlaczego my mielibyśmy być gorsi? Chyba, że wierzycie w sprawczą moc tego enigmatycznego, kapryśnego, zmiennego, wrednego, cholernego fenomenu, jakim jest szczęście? Jeśli tak, to grajcie w lotto, bo wydawanie książek wiele wspólnego z nim nie ma.

 

A z czym ma?


Z ciężką robotą i uporem maniaka (przy czym chyba ten drugi element jest ważniejszy). Pewnie, czasem los się do kogoś uśmiechnie i w okamgnieniu przeżywa prawdziwy american dream. Ale to wyjątki potwierdzające regułę.

Regułę, którą możemy skonstruować na podstawie doświadczeń takich sław, jak:

Stephen King, którego pierwsza powieść (Długi marsz) została odrzucona przez wszystkich wydawców. Po ostatecznym fiasku zabrał się za pisanie nowej książki, zaś tę wydał lata później pod pseudonimem Richard Bachman. A Carrie, jego właściwy debiut? Odrzucona trzydzieści razy, m.in. dlatego, że miała zbyt dużo… negatywnego ładunku. Do chwili obecnej King sprzedał ponad 350.000.000 książek.

J.K. Rowling, której Harry Potter i kamień filozoficzny został odrzucony kilkanaście razy. Nawet po tym, jak wydawca przyjął książkę do druku, poradził Rowling, by nie rezygnowała ze swojej pracy, bo istnieje mała szansa, że książka się sprzeda. A jednak się sprzedała. Do chwili obecnej zeszło ok. 450.000.000 kopii.

Agatha Christie, która przez cztery lata nie zdołała znaleźć wydawcy dla swoich książek. Obecnie ich nakład liczy się w miliardach (ostatnie dane to między 2.000.000.000 a 4.000.000.000 kopii).

Frank Herbert, którego znają wszyscy fani sci-fi. Jego Diuna została odrzucona przez 23 wydawców. Później Herbert sprzedał 20.000.000 egzemplarzy samej pierwszej części. Nawet po jego śmierci, za sprawą syna, powstały kolejne.

James Joyce, który nieraz zmagał się z odmowami – wydawcy odrzucili zarówno Dublińczyków, jak i Ulissesa. Dziś o tej drugiej książce pisze się równie często, jak o Biblii.

Zane Grey, autor poczytnych westernów, usłyszał, że nie nadaje się na pisarza i powinien przestać pisać. Potem pokazał wydawcy, jak bardzo ten się mylił, sprzedając jakieś 250.000.000 książek.

Na koniec jeszcze kilka pozycji, które nigdy by się nie ukazały, gdyby ich autorzy zrezygnowali po kilkudziesięciu odmowach: Księga dżungli (Rudyard Kipling), Władca much (William Golding), Przeminęło z wiatrem (Margaret Mitchell), Folwark zwierzęcy (George Orwell).

 

Sporo?


I naprawdę myśleliście, że to koniec?

Kojarzycie Opowieści z Narnii? C. S. Lewis przez kilka lat zmagał się z odmowami (w sumie otrzymał ich około ośmiuset).

I może słyszeliście o Kodzie Leonarda da Vinci? Wydawca nie chciał jej przyjąć, argumentując, że jest beznadziejnie napisana. Wcześniej Dan Brown wydał trzy inne książki, ale miały marginalne nakłady. Po Kodzie stały się oczywiście bestsellerami.

Janet Evanovich w tamtym roku zarobiła 33 miliony dolarów. Zanim jednak wspięła się na szczyt, przez dziesięć lat (sic!) musiała znosić odmowy wydawców.

Okej, ale musi być przecież ktoś, kto od razu osiągnął sukces. Może John Grisham? W końcu to prawnik piszący thrillery prawnicze. Wystarczyło, że wysłał powieść wydawcy, a na pewno się nią zainteresowano…

Otóż nie. Jego pierwsza powieść, Czas zabijania, została odrzucona, a Grisham próbował sprzedawać ją z bagażnika swojego samochodu. Bezskutecznie. Wyszło mu to na dobre, bo teraz inni sprzedają za niego. I udało im się jakiś czas temu przekroczyć granicę 250.000.000 egzemplarzy.

To może Paulo Coelho? Tego faceta zna przecież każdy. Musiał od razu trafić na sam szczyt…

Ale oczywiście tak nie było. Początkowy nakład Alchemika wynosił 800 kopii. Dopiero, gdy Coelho znalazł nowego wydawcę, ten skorzystał z okazji i zrobił co trzeba z książką.

Kto jeszcze padł ofiarą tego złowrogiego, drapieżnego rynku wydawniczego? Jack Kerouac, Mario Puzo, Sylvia Plath, E.E. Cummings, Mary Higgins Clark, John le Carré, Anne Frank, Joseph Heller, Ursula Le Guin…

Stephanie Meyer. Wisienka na torcie.

Kto nie słyszał o Zmierzchu, prawdopodobnie żyje w innej (może piękniejszej) rzeczywistości. Zanim jednak Meyer sprzedała ponad 100.000.000 egzemplarzy, książkę odrzucono kilkanaście razy.

 

Jak widzicie, lista się nie kończy


A wnioski z tego płyną dwa:

  1. Nie chcecie otrzymać odmowy, nie wysyłajcie swoich prac. W każdym innym przypadku któreś wydawnictwo powie Wam stanowcze „nie” – i jeśli będzie uprzejme, doda do tego jeszcze powód.
  2. Szczęście nie ma nic do rzeczy. Ludzie, o których wspomniałem wyżej, nie trafili na jakiś mistyczno-magiczny, jedyny w swoim rodzaju moment – dobijali się do wydawców długimi latami, z uporem maniaka.

A ile odmów ja dostałem, zanim udało mi się wydać w Damidosie Wieżę milczenia, a w Erice Parabellum? Nie wiem, trudno to nawet zliczyć. Najczęściej odpowiadała mi cisza, czasem zdawkowa informacja typu kopiuj-wklej. Raz czy dwa zdarzyło się, że redaktora tak zirytowała lektura mojego maszynopisu, że poczuł się w obowiązku sformułować kilka krytycznych uwag (przy czym nie miały walorów edukacyjnych).

Obie te książki zostały zaakceptowane mniej więcej w tym samym czasie – i tylko od długości procesu wydawniczego zależało, która ukaże się na rynku pierwsza. Szczęście? Może, choć jeśli tak, to chyba trochę spóźnione. Pierwszy tom Parabellum zacząłem rozsyłać na rok przed tym, jak zadzwonił do mnie redaktor naczelny z Eriki.

Wniosek jest prosty: upór czyni pisarza. Największym atutem wszystkich tych, o których wspomniałem wyżej, nie było genialne pióro, ani porywająca fabuła. Oczywiście, te rzeczy determinowały późniejszy sukces – ale na poziomie przyjęcia tekstu do redakcji zadecydował tylko i wyłącznie upór maniaka. Bo jak inaczej określić uporczywe, niemal chorobliwe robienie tego samego, przez kilka lat, pomimo tego, że nie widać żadnych efektów?

 

A gdzie konkrety?


No tak, miało być o tym, jak wydać książkę. I zasadniczo odpowiedź kryje się we wszystkim tym, co już zostało powiedziane wyżej. Pisać z uporem maniaka, czytać z uporem maniaka, próbować zainteresować kogoś swoją prozą… też z uporem maniaka. I pracować nad warsztatem, na przykład czytając systematycznie kolejne odcinki kursu pisania.

 


Fatal error: Uncaught Exception: 12: REST API is deprecated for versions v2.1 and higher (12) thrown in /wp-content/plugins/seo-facebook-comments/facebook/base_facebook.php on line 1273