Navigation Menu+

Pierwszy bieg

Posted on kwi 21, 2014

b1

Bywa tak, że przy pierwszym biegu potencjalny pasjonat tego sportu czuje prawdziwe katharsis. Wie, że przebieranie nogami bez większego celu jest tym, na co czekał całe życie.

Dla większości z nas przygoda z bieganiem zaczyna się jednak pod górkę.

Ten krótki poradnik jest przeznaczony właśnie dla tych, którzy pierwsze wzniesienia mają dopiero przed sobą. Przy okazji, na wstępie chciałbym podkreślić – nie jestem żadnym autorytetem w dziedzinie, biegam około pięćdziesięciu kilometrów tygodniowo, a moje średnie tempo oscyluje wokół pięciu minut z hakiem. Na twarzach zaprawionych i profesjonalnych wybaczy wywołuje to jedynie cień uśmiechu – miejcie to na uwadze. W poradniku przedstawiam to, czego nauczyłem się od innych. I ucząc się dalej, będę dokładać do tego kolejne cegiełki.

 

Zacznijmy od samego początku


Nigdy nie biegaliśmy, ale widzimy, że moda postępuje, więc postanawiamy płynąć z wiatrem. Wybieramy muzykę (bo prawdopodobnie nie jesteśmy naturalistami, którzy lubią pocić się przy akompaniamencie samej przyrody), a potem ściągamy Endomondo, jeśli jesteśmy właścicielami smartfona z Androidem – lub inny program, który śledzi naszą pozycję GPS i podaje nam orientacyjnie przebyty dystans. Przy czym orientacyjnie to dobre słowo – pamiętajcie, że satelity sczytują Waszą pozycję co ileś metrów, nie „na żywo”. Przekaźniki nie działają z aptekarską precyzją i nieraz wyniki będą się różniły, mimo tego, że przebiegliście tyle samo.

Mamy muzykę, mamy program do śledzenia nas z nieba… co teraz?

Buty. Przydałyby się buty. Wszyscy biegają w butach do biegania, więc i my powinniśmy.

A może jednak nie? Moim zdaniem z butami warto poczekać, przynajmniej jeśli chodzi o kilka pierwszych biegów. Zobaczmy najpierw, czy ten sport nam leży. Względnie, zaopatrzmy się w… uwaga, uwaga, Lidlu. I nie mówię tego, by sobie zadrwić z tej germańskiej marki. Jakiś czas temu pewien maratończyk testował lidlowskie buty, które nabyć można za śmieszne pieniądze (marka własna Lidla – Crivit). O dziwo, biegało mu się w nich całkiem nieźle. Nie wybiegacie w nich dwóch tysięcy kilometrów, nie będziecie mieć asicsowych żelów na pięcie, ale z pewnością nie zrobicie sobie krzywdy przy pierwszych, krótkich dystansach.

Tym samym docieramy do punktu kulminacyjnego każdej pierwszej lekcji biegania – krótkie dystanse. Chodzi zarówno o to, by nie zrazić się do samego sportu, jak i o to, żeby powoli przyzwyczajać mięśnie do tego konkretnego rodzaju wysiłku. Gracie w tenisa? OK. Pływacie dwa razy tygodniowo na basenie? OK. Jeździcie dużo na rowerze, lub kręcicie cross–training? Jak najbardziej OK. Ale po pierwszym biegu będziecie czuć zakwaszone mięśnie, jeśli przebiegniecie kilka kilometrów. Jak przy każdym innym sporcie, tak i tutaj pracują inne partie mięśni. Nic odkrywczego, ale trzeba o tym pamiętać.

Ważniejszy jest jednak aspekt psychologiczny.

Większość z nas czuje naturalną potrzebę, by osiągnąć jak najwięcej, jak najszybciej… by widzieć rezultaty swojego znoju i „naładować” się nimi na przyszłość. W przypadku biegania jest to podejście, które wedle wszelkiego prawdopodobieństwa przekreśli dalsze wypady biegowe. Jeśli damy sobie w kość i będziemy zdychać w drodze powrotnej do domu, więcej nie wybierzemy się na bieg – nikt nie mówi, że ma to być od początku przyjemność, ale niech chociaż nie będzie mordęgą.

Przyjemność zresztą przychodzi z czasem. Sami zobaczycie, jak trudno funkcjonuje się bez codziennej dawki endorfin, gdy wpadnie się w rytm.

Dlatego wykonajcie plan minimum. Przynajmniej na początku – jeśli musicie, przejdźcie kawałek, potem znowu pobiegnijcie. Osobom wysportowanym to nie grozi, ale przecież żeby zacząć biegać, nie trzeba mieć wyrobionej kondycji. Wszystko przyjdzie z czasem.

Najważniejsza rada, jaką dostałem, była taka: słuchaj swojego ciała. I dodałbym do tego: ignoruj swoją psychikę. Zawsze chce się biec szybciej, dalej, częściej i więcej. Efekty często są opłakane, bo przejawiają się zarówno w kontuzjach, niechęci, czy po prostu w słabych wynikach.

Wiem, że każdy mówi Wam to samo, ale naprawdę trzeba biegać z głową. Dlatego na początek – im mniej, tym lepiej. I nie znaczy to, że wypad na bieg ma być krótki. Wręcz przeciwnie, przeznaczcie na niego więcej czasu, zróbcie przebieżki, zwolnijcie zawsze wtedy, kiedy musicie.

 

Co jeszcze?


Wyrzućcie wszystkie plany biegowe. Moim zdaniem odbierają przyjemność z biegu i są tylko wyrazem słabości. Miejcie plany w głowie, elastyczne, dopasowane do Waszych możliwości i zmieniające się z każdym kilometrem. Biegajcie często, ale nie zmuszajcie się do tego tylko dlatego, że kartka w kalendarzu się zmieniła.

Na precyzyjnie zaplanowany terminarz jeszcze przyjdzie czas.

Na koniec jeszcze dwie ważne rzeczy.

Po powrocie – rozciąganie. Rzecz absolutnie kluczowa i niezbędna. Jeśli ją pominięcie, w przyszłości będą z tego tytułu problemy. Rozciągajcie się od pierwszego biegu, choćby okrutnie Wam się nie chciało. Wykształcicie nawyk, który w pierwszych miesiącach biegania sprawi, że mięśnie i stawy Wam podziękują.

Przed ruszeniem – rozgrzewka. Wszystko, co tyczy się rozciągania, można odnieść do rozgrzewki. Wykształćcie nawyk i nie stosujcie żadnych odstępstw. Jeśli nie chce Wam się rozgrzewać przed biegiem i rozciągać po biegu, prawdopodobnie nie chce Wam się w ogóle biegać. Lepiej wówczas zostać w domu.

Co ja mówię? Nigdy lepiej nie zostawać w domu!


Fatal error: Uncaught Exception: 12: REST API is deprecated for versions v2.1 and higher (12) thrown in /wp-content/plugins/seo-facebook-comments/facebook/base_facebook.php on line 1273