Lemur pieszczoch
Pamiętacie filmik z YouTube’a, który kiedyś puszczono na antenie tvn24? I pieszczochową burzę, która rozpętała się wokół lemura? Tymczasem lemur nie jest lemurem, nie ma też wiele wspólnego z pieszczochem. Jest natomiast ofiarą ludzi, którzy tak sądzą.
Co warto wiedzieć na początek?
Dla porządku na przykład to, że popularny lemur pieszczoch to jadowita małpiatka z gatunku Nycticebus, która występuje w południowej i południowo-wschodniej Azji (m.in. w Bangladeszu, Indiach, czy na Jawie). Gatunków jest co najmniej osiem, choć niektórzy badacze twierdzą, że nawet więcej. Te sprawy jednak specjalnie nas nie zajmują.
Większą uwagę przykuwa fakt, że zwierzę to jest jadowite. Bo jakże to? Pieszczoch taki groźny? Niemożliwe.
Owszem, rzadko zdarza się, by ssaki zostały przez naturę wyposażone w jad. Ten rodzaj lorisowatych może jednak cieszyć się właśnie takim mechanizmem obronnym – czy może raczej nad nim ubolewać, bo stał się on jego przekleństwem.
Wszak żeby wrzucić filmik z lorim na YouTube, trzeba wypuścić go z klatki, a nawet wsadzić dzieciakom w ręce, by efekt był lepszy. Względnie, dać mu palec do possania. Jak to osiągnąć, skoro zwierzę potrafi wydzielać toksynę?
Wyrwać zęby
Najprostszy sposób. Jak widać na obrazku głównym, zrobić można to w domowych warunkach. Wystarczy obcinak do paznokci. Nie jest przy tym istotne, czy ktoś jest profesjonalnym handlarzem, czy na własną rękę zdobył loriego. W każdym przypadku robi się to tak samo. Bez znieczulenia, rzecz jasna – w końcu jeden i drugi i tak działa nielegalnie, posiadając to zwierzę (ale o tym na końcu).
95% zwierzaków, które służbom udaje się uratować, umiera z powodu infekcji związanej z usunięciem zębów. Zabiegi przeprowadzane są nie tylko bez znieczulenia, ale także bez żadnego przygotowania, czy wiedzy. Nie może być mowy o sterylnych warunkach, ani tym bardziej jakimkolwiek humanitaryzmie. Często handlarze nie radzą sobie z krwotokami, które powstają po wyrwaniu zębów, wówczas zostawiają zwierzęta, by się wykrwawiły. Nie sposób stwierdzić, ile tych małpiatek ginie po złapaniu (według BBC samego transportu może nie przeżywać od 30 do nawet 90%).
Nawet w instytucjach zajmujących się próbami hodowli tego gatunku, śmiertelność jest niezwykle wysoka.
Jaki on słodki
Wizualnie, pewnie. W rzeczywistości jednak zachowanie loriego, które odbieramy jako słodkie, jest reakcją obronną. Polega ona na tym, że zwierzę porusza się jak najwolniej, jak najciszej, a gdy poczuje się naprawdę zagrożone, po prostu zamiera. To, co oglądamy na filmikach, jest niczym innym, jak próbą obrony przed zagrożeniem. Kolejną jest zrobienie użytku ze swojego jadu.
Toksyna małpiatki produkowana jest, gdy zwierzę liże gruczoł znajdujący się na łapie – wydzielina miesza się wówczas ze śliną, tworząc jad. Przypomina Wam to jakieś sceny z filmików? No właśnie.
Ugryzienie loriego może być dla człowieka zabójcze, więc ich właściciele powinni składać gorące podziękowania handlarzom, którzy zawczasu pozbawili ich zwierzaki zębów. Problem polega na tym, że najczęściej nie zdają sobie z tego sprawy. Tak, jak my po filmiku nie jesteśmy w stanie stwierdzić, że lori wydziela bardzo nieprzyjemny zapach – również jako element systemu obronnego.
Czego jeszcze nie wiemy?
Właśnie, przejdźmy do konkretów:
– zanim lori trafi na targ, jest głodzony do granicy fizycznej wytrzymałości, by był mniejszy i robił lepsze wrażenie na kupujących
– gatunek ten jest zagrożony wyginięciem
– lori nigdy nie występuje w hodowli, żyje tylko w stanie wolnym (ilekroć więc widzicie go na YouTubie, został upolowany, a potem zabrany ze swego naturalnego środowiska)
– posiadanie go jest przestępstwem w większości krajów
– jest szczególnie popularny w Japonii, czy Indonezji (uważa się go tam za żywą zabawkę dla dzieci)
– raz złapany nie może wrócić do stanu wolnego, gdyż bez systemu obronnego nie przeżyje
– ponieważ istnieje wiele gatunków, futro zwierzaka często jest rozjaśniane, by bardziej spodobał się klientom
– jest to zwierzę nocne, o czym nie wie większość właścicieli – brak odpowiedniej opieki w nocy sprawia, że lori często umierają
– poluje się na jak najmłodsze i najmniejsze osobniki, których futro normalnie oczyszczane jest przez matkę – gdy znajdą się w klatce, nie potrafią wyczyścić go z kału, moczu i wydzielin
– zwierzęta te źle znoszą poczucie zagrożenia, szok przy schwytaniu, czy wyrywaniu zębów, często powoduje ich śmierć
Co mówi prawo?
Niewiele, przynajmniej w Europie. Jednym z największych rynków handlu tymi zwierzętami jest Bangkok, stolica Tajlandii, miasto grzechu, etc. Opłacani przez handlarzy policjanci przymykają oko na kobiety, które przechadzają się po ulicach, oferując turystom zdjęcia ze zwierzętami (kosztują 10 dolarów). Można tam też bez żadnych przeszkód nabyć zwierzaka.
Nie zmienia to faktu, że w Tajlandii samo posiadanie loriego jest przestępstwem, za które grozi kara pozbawienia wolności. Nie chodzi tu zatem jedynie o tych, którzy trudnią się handlem, czy pośredniczą w nabywaniu egzotycznego zwierzęta. Odpowiedzialność poniesie także nieświadomy niczego turysta. W Indonezji za łapanie ich można trafić do więzienia na pięć lat, a dodatkowo trzeba zapłacić grzywnę w wysokości 7.000 funtów, czyli ok. 36.000 złotych. W Kambodży za samo posiadanie zwierzaka trafia się do więzienia, choć tylko na miesiąc, a dodatkowo trzeba zapłacić grzywnę w wysokości kilkuset złotych. Właśnie te dwa kraje przodują w handlu małpiatkami.
Dodatkowo, bezprawny jest ich przewóz międzynarodowy, choć w praktyce organy ścigania nie potrafią skutecznie egzekwować tego zakazu. To, oraz stosunkowo niskie kary (jak w Kambodży) sprawiają, że handlarze są gotowi podjąć ryzyko. Biznes im się opłaca, bo za loriego dostają średnio milion rupii indonezyjskich – dla mieszkańców tego kraju jest to sporo, choć jeśli przeliczymy cenę na złotówki, wyjdzie nam niewiele ponad trzysta złotych.
Foto: International Animal Rescue (IAR) przez Wikimedia Commons + Zrzut z programu National Geographic Crimes Against Nature: The Exotic Trade