Navigation Menu+

Polskie lektury

Posted on kwi 26, 2014

lektury1

Co ja czytam? Wszystko, tylko nie polskie lektury.

Gdybym swego czasu chadzał do liceum w Stanach, pewnie przeczytałbym to i owo. Amerykanie ostatnio podjęli się umieszczenia w kanonie lektur Zniewolonego Salomona Northupa. Zrozumiała sprawa – nie dość, że ekranizacja zdobyła Oscara, to jeszcze jest to kawał naprawdę dobrej prozy. Ma walory edukacyjne, moralizujące i…

Nie, przecież nie o to chodzi. Umieszczono tę pozycję na liście lektur, bo to ciekawa książka (jakkolwiek film niekoniecznie, mnie lekko znudził). Poszerzono kanon o Zniewolonego, bo ludzie chcą go czytać. Wychodzi się więc z założenia, że jest szansa złapania szympansa – innymi słowy, że uczniowie również tę książkę przeczytają.

Czy przypadkiem nie o to właśnie nam wszystkim chodzi?

Jakiś czas temu dojrzałem na twitterze pewną wymianę zdań. Ktoś komuś pisał, że czyta Dżumę Camus. Nie byłoby w tym nic dziwnego – książka jest OK – gdyby nie to, że obok miał kartkę z wypisanymi fragmentami od polonistki, do których musiał dopisać numery stron.

Przez chwilę myślałem, że to żart.

Potem dotarło do mnie, że jednak nie. I że jest naprawdę źle.

Kto lubił czytać lektury w podstawówce, gimnazjum, albo liceum – ręce do góry! Mnie zdarzało się to ekstremalnie rzadko, i chyba tylko dlatego, że ktoś nieopatrznie umieścił jakąś ciekawą powieść na liście książek dodatkowych.

A w Stanach się to zdarza. I to całkiem często. Rzućmy więc okiem na to, jak wypadamy w starciu z przodownikami globalizmu, krwiożerczymi kapitalistami i propagandystami fast-foodów.

Weźmy dwie przykładowe pozycje. Chłopi Władysława Reymonta – powieść-ikona. Wieś Lipce, cztery pory roku, proza życia chłopów, Nobel. Łączna liczba stron: cholera wie, wszystkie tomy mają pewnie z tysiąc dwieście.

Kogo dokooptujemy z USA? Niech będzie F. Scott Fitzgerald, jeden z najwybitniejszych ichniejszych pisarzy. Napisał Wielkiego Gatsby’ego, który też niedawno doczekał się hollywoodzkiej ekranizacji. Łączna liczba stron tego wiekopomnego dzieła, do którego po dziś dzień wzdychają krytycy literaccy w USA? Ostatni polski przekład miał ledwo ponad dwieście.

Uwydatnijmy to fotografią sytuacyjną. Przedstawia ona jedynie wycinek tego, z czym musi zmierzyć czytelnik Chłopów.

takasytuacja

Pal licho jednak objętość. Cztery tomy Parabellum mają więcej stron, niż cztery tomy Chłopów. Zastanówmy się nad tym, czym różnią się dwie omawiane lektury.

Zaczynam czytać Wielkiego Gatsby’ego… Rozpoczyna się dość banalnie – „ojciec zawsze powtarzał mi, że to czy tamto”. Jakiś oklepany aforyzm, niezbyt oryginalne. Im dalej jednak brnę, tym bardziej orientuje się, że czas wokół przyspiesza. Staje się rzecz niebywała.

Zostaję wciągnięty w historię.

Jest jakaś tajemnicza postać, nie wiadomo o co chodzi, co kombinuje. Wiadomo tyle, że urządza naprawdę epickie imprezy, na których pije się na umór (swoją drogą, w Wielkim Gatsbym wszyscy co jakiś czas zalewają się w trupa).

Jest mystery, jest ciekawa fabuła – i ponad wszystko, jest wciągnięcie czytelnika w odkrywanie tego, co czai się jeszcze na kartach powieści.

Kupuję to.

 

Może teraz sięgniemy do Chłopów?


Każdy zwolennik tych czterech cegieł podkreśla, że Reymont dostał za nie Nobla. I szczerze mówiąc – chwała mu za to. Nic, tylko się cieszyć i o tym pamiętać. Możemy nawet szczycić się tym osiągnięciem jako Naród, bo mamy do tego święte prawo.

Ale żeby kazać czytać tę pozycję licealistom? Co niby ciekawego mają w niej znaleźć?

Uwydatnienie tego, jak chłop cierpi, bo całe jego życie jest podporządkowane naturze? Czy może porwać mają ich kwieciste opisy zmieniającej się przyrody?

Polskie tłumaczenie Gatsby’ego nie oddaje do końca ducha powieści. Kto zna angielski, niech czyta w oryginale, bo jest znacznie mniej pompatycznie i na luzie. Ale nawet i bez tego możemy znaleźć namacalne różnice pomiędzy obiema pozycjami. Na pierwszy ogień weźmy Gatsby’ego:

Skończona trzydziestka – zapowiedź samotnego dziesięciolecia, coraz krótszej listy nieżonatych przyjaciół, coraz mniejszego zapasu entuzjazmu, coraz rzadszych włosów.

I od razu widzimy, że główny bohater to gość z krwi i kości. Nie musimy się z nim utożsamiać, nie musimy sami mieć trzydziestki na karku, by go zrozumieć.

Teraz głos oddajmy Chłopom. Żeby było sprawiedliwie, też weźmiemy tylko jedno zdanie. Od wielkiej litery do kropki.

Gnietli się też po zadymionych chałupach i swarzyli z ckności niemało, bo ciężko było nosa pokazać za węgieł, tyla że co niecierpliwsze kobiety przebierały się raz wraz chyłkiem pod płotami, niby to z kądzielą szły do kum, a głównie, bych pomleć ozorami a nawyrzekać; chłopy zaś młóciły zawzięcie, spoza przywartych wrótni stodół biły cepy od rana do późnego wieczora, mróz owarzył zboże, to łacniej się łuszczyło, a ino na odwieczerzu, kiej wichura nieco folgowała, niejeden z parobków przemykał się z ćwiartką jaką do karczmy.

Wniosek? Nie taki oczywisty, jakby się mogło wydawać.

Oczywiście, nie lubimy długich zdań. Nie są potrzebne, bo tę samą myśl można wyrazić jaśniej, bez tych skomplikowanych konstrukcji składniowych. Ale oprócz tego, gdy tak się wczytać… cholera… fragment jest nawet całkiem OK. Mniejsza z archaizmami, tego nie przeskoczymy, ale jak tak się zastanowić, coś w nim jest.

Chłopy pracujo, baby gadajo.

Ale mówiąc już całkiem poważnie – są w Chłopach niezłe fragmenty. Tyle tylko, że czytając całą książkę, toniemy w gwarze i rozległych opisach tego, jak zmienia się przyroda. Może licealista na początku XX wieku potrzebował takich rzeczy – dziś wystarczy włączyć National Geographic i można oglądać podwodny świat Antarktydy. Co dopiero zmieniające się pory roku na YouTubie w timelapse (bądź faceta, który przeszedł 4500 kilometrów i przez rok codziennie robił sobie selfie).

 

Podsumujmy pewne kwestie


Zarówno w Wielkim Gastbym, jak Chłopach, są fajerwerki językowe. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że obaj autorzy wiedzą, jak posługiwać się słowem pisanym w sposób, który nam – zwykłym śmiertelnikom – jest nieznany. Czy to jednak ma jakiekolwiek znaczenie? Czy właśnie to ma warunkować, że dana książka znalazła się w kanonie lektur?

Pewnie, że nie.

Chłopów powinno czytać się na studiach. I to tylko takich, które mają cokolwiek wspólnego z literaturą.

Lista lektur szkolnych powinna przede wszystkim składać się z książek, które są ciekawe. Które wykształcają w młodym czytelniku przekonanie, że podczas czytania można się rozerwać nie gorzej, niż przy odcinku Gry o Tron czy Suits. Nie chodzi nam przecież o to, by czytelnik uczył się zwyczajów chłopskich z początku XX wieku – to może robić na historii, albo w wolnym czasie, jeśli czuje taki wewnętrzny imperatyw. Nie chodzi nam też o to, by katować młodych ludzi nudnymi banialukami, które nauczą ich tylko jednego – jak przelatywać wzrokiem po tekście. I jak wyszukiwać odpowiednie strony, by przypisać je do wyznaczonych fragmentów.

Na koniec wystąpię jako adwokat diabła.

Chłopi pewnie spodobają się każdemu, kto sięgnie po nich z jakiegokolwiek innego powodu, niż tego, że znajdują się na liście lektur. Do takiej książki trzeba podejść z odpowiednią determinacją – i chodzi tu o wymiar wewnętrzny, a nie zewnętrzny przymus.

W końcu trudno, żeby nie spodobały nam się takie kawałki:

Kużden chłop to jak ten wieprzak, żeby nie wiem jak był nachlany, to do nowego koryta ryj wrazi…

Uniwersalna prawda. Ponadto współczesny czytelnik uśmiechnie się nieraz, gdy będzie czytał o „czapeczkach z kutasikami”, które nakłada się dzieciom na głowy.

Bohaterom zdarza się też czasem palnąć coś dosadniej.

– Przyrychtuję ja cię, ścierwo, na taką kapustę, że cię psi nie zjedzą, zmięknie ci rura, nie będziesz się puszył i wynosił.

Bywa zresztą nawet ostrzej.

Straszna złość ją zatrzęsła…

— Ty pokrako zapowietrzona!… ty świniarzu!… Poważ się jeszcze kiej mnie tknąć, to ci kulasy poprzetrącam!… Dam ja ci jamory, jaże się juchą oblejesz!…— krzyczała rzucając się z grabiami.

Koniec końców jest więc co czytać. Nie jest to Wielki Gatsby, nie porwie nikogo fabułą, bo nie ma w niej nic powalającego. Ale jeśli odpuścilibyśmy sobie katowanie pierwszego tomu jako lektury, pewnie każdy by na tym zyskał. W tym też nasz noblista.

 
 
Podobał Ci się wpis? Podziel się z innymi na:


Fatal error: Uncaught Exception: 12: REST API is deprecated for versions v2.1 and higher (12) thrown in /wp-content/plugins/seo-facebook-comments/facebook/base_facebook.php on line 1273