Navigation Menu+

Czy tajemnica korespondencji odnosi się do maili?

Posted on kwi 21, 2014

privacy5

Zdarzyło Wam się kiedyś wysłać komuś maila, a potem zorientować się, że napisaliście za dużo? I że gdyby odbiorca upublicznił kiedyś treść Waszej wiadomości, moglibyście mieć problemy?

A może zdarzyło Wam się kiedyś wysłać maila do niewłaściwej osoby? Przy czym chcielibyście, by jej treść znał jedynie ten zamierzony adresat?

Jeśli nie, to dobrze. Ale nie zaszkodzi dowiedzieć się, jak prawo reguluje taką sytuację. Przyjrzymy się tej sprawie przyjmując koncepcję obalania mitów, bo od lat obrosła w tyle legend, że taki sposób będzie najefektywniejszy.

 

Mit 1. Wysłana wiadomość jest moją własnością


Prawda 1. W żadnym wypadku. W momencie, kiedy wpiszesz adresata i wyślesz maila, przestajesz „dysponować” treścią swojej wiadomości. Nie chroni jej żadne prawo, które mogłoby ci przysługiwać. Wręcz przeciwnie, z ochrony korzysta wyłącznie odbiorca (jest jeden wyjątek, o którym będzie w prawdzie czwartej).

 

Mit 2. Nikt nie może ujawnić prywatnej korespondencji


Prawda 2. Każdy, do kogo dotarła może ją ujawnić. Wynika to z prawdy pierwszej – gdy adresat otrzymuje wiadomość, staje się jej wyłącznym dysponentem. Innymi słowy, może zrobić z nią, co mu/jej się żywnie podoba. Choćbyście rozmawiali o tajemnicach handlowych, nic nie stoi na przeszkodzie, by druga strona ujawniła treść maila czy smsa.

Przy czym nie ma żadnego znaczenia, czy wiadomość dotarła do zamierzonego odbiorcy. Każdy, kto ją otrzymał, może dysponować nią wedle własnego uznania. Dlatego uważajcie, do kogo adresujecie maile.

 

Mit 3. Mogę zastrzec w treści maila, że nie zezwalam na upublicznienie wiadomości


Prawda 3. Nie możesz zrobić takiego zastrzeżenia… to znaczy, co do zasady możesz, ale będzie ono nieskuteczne. Nie będzie posiadało żadnej mocy prawnej i na jego podstawie nie wyegzekwujesz niczego w żadnym sądzie. Jeśli widzisz takie zastrzeżenie w treści maila, możesz je z czystym sumieniem zignorować, a nadawcę wyśmiać za nieznajomość prawa (a jakże!).

Wynika to oczywiście z prawdy pierwszej – adresat jest wyłącznym dysponentem wiadomości, stąd nie można z góry zastrzec klauzuli tajności dla jego dobra (dobra w sensie wartości).

 

Mit 4. Czyli nie mam żadnych praw. Tajemnica korespondencji nie istnieje


Prawda 4. Tajemnica korespondencji ma się całkiem dobrze. Chroni ją zresztą Konstytucja RP. Tyle tylko, że zazwyczaj rozumiemy ją na opak. Otóż konstrukcja mówi jasno – z ochrony korzysta zarówno nadawca i adresat, jednak ochrona ta jest ukierunkowana na osoby trzecie. Innymi słowy, chodzi o to, by nikt nie otworzył Waszych listów, nie podglądał Waszych maili i nie czytał Waszych smsów. Jesteśmy zatem chronieni w tym sensie, by nikt z zewnątrz nie dobrał się do naszych spraw prywatnych. Nie zaś w tym, że ochrona rozciąga się na naszą lekkomyślność – jeśli napiszemy coś poufnego człowiekowi, który może rozpowszechnić tę informację, musimy liczyć się z tym, że tak się stanie.

Dlatego jeśli mamy wątpliwości, sprawdźmy dwa razy adres, albo upewnijmy się, czy chcemy ważne rzeczy załatwiać mailowo/smsowo.

I zapamiętajmy raz na zawsze – tajemnica korespondencji chroni nas przed tym, by szef nie otworzył listu adresowanego do nas. Nie przed tym, byśmy go nie rozpowszechniali.

 

A teraz pytanie za sto punktów


Kto wyznaje te wszystkie cztery mity?

Odpowiedź jest tyle frapująca, co ciekawa. Otóż część instytucji publicznych jest święcie przekonana, że informacja o zastrzeżeniu klauzuli tajności sprawia, iż odbiorca nie może wiadomości rozpowszechniać. Jeśli widzicie taką hucpę, pytajcie zawsze, na jakiej podstawie się odbywa – w przeciwieństwie do obywatela, któremu wolno robić wszystko, co nie jest prawem zakazane, organy administracji mogą działać tylko na podstawie i w granicach obowiązującego prawa.

Co gorsza, nieraz możemy usłyszeć od prawników, że ochrona korespondencji rozciąga się na to, co dzieje się z listem po otrzymaniu przez odbiorcę. Pamiętajcie, że to wierutna bzdura – adresat, który otrzymał list, jest jego wyłącznym dysponentem.

 

Na koniec rzućmy jeszcze okiem na podstawę prawną, czyli stosowny przepis ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych (Dz. U. z 1994 Nr 24, poz. 83).

Art. 82.

Jeżeli osoba, do której korespondencja jest skierowana, nie wyraziła innej woli, rozpowszechnianie korespondencji, w okresie dwudziestu lat od jej śmierci, wymaga zezwolenia małżonka, a w jego braku kolejno zstępnych, rodziców lub rodzeństwa.

Norma jest skonstruowana beznadziejnie, bo na pierwszy rzut oka każe sądzić, że chodzi o osoby, które odmeldowały się z tego świata. Prawda jest jednak taka, że to jedynie uszczegółowienie, z którego możemy wyciągnąć ogólną normę. Co jest istotnego z naszego punktu widzenia? Ano to, że chodzi o osobę, do której korespondencja została skierowana, innymi słowy, odbiorcę. I to właśnie jemu przysługuje ochrona.

PS. Ochronę korespondencji ze strony nadawcy można realizować w innej formie, starając się udowodnić, że zagrożone zostało inne dobro, niż sama tajemnica korespondencji. Ale o tym może innym razem.

 
Foto z flickra. Autorem jest Josh Hallett.


Fatal error: Uncaught Exception: 12: REST API is deprecated for versions v2.1 and higher (12) thrown in /wp-content/plugins/seo-facebook-comments/facebook/base_facebook.php on line 1273