Navigation Menu+

Tatry w październiku

Posted on gru 6, 2014

IMG_0753

Początek października to według wielu najlepszy moment, by zawitać w górach. Jesień dopiero się zaczyna, dni nie są jeszcze tak krótkie, a temperatury utrzymują się na przyzwoitym poziomie. W dodatku sit skucina na Czerwonych Wierchach powoli przybiera kolor, od którego wierzchołki wzięły swoją nazwę. Wszystko to jednak ma drugorzędne znacznie – najważniejsze jest to, że niektóre szlaki są puste. Tylko my, góry i… halny. Czas idealny dla entuzjastów spokojnych, długich…

Nie żartujmy.

Październik to idealny czas, żeby się wyszaleć w górach! Na Zawracie pustki, po Giewoncie można ze spokojem pohasać, a Świnica wyjątkowo zachęca – nic, tylko łazić, łazić i łazić!

A zatem w drogę. Jeśli mkniemy po A4 od zachodu, trafimy na najlepszy znak drogowy w Polsce. Mój absolutny faworyt. Ilekroć go widzę, czuję już pod stopami kamulce, a w dłoniach łańcuchy. „Chyżne Zakopane” to zwiastun wycisku w górach – na samą myśl już nogi chodzą, jak przy dobrej piosence.

IMG_0483

Kierunek był dobry, załóżmy, że na Zakopiance korków nie było. Jesteśmy na miejscu, gotowi żeby przemierzać tatrzańskie szlaki. Październik jednak ma to do siebie, że wraz z nami na Podhale zawitać może halny. Wiatr o tyle problematyczny, że przy potężniejszym podmuchu może zwiać nas z jakiegoś wierzchołka. Jeśli widzimy wał fenowy w górach (biały, zbity wał chmur), nie ma żartów, trzeba szukać alternatyw dla wycieczek na wysokie szczyty. Na przykład można odwiedzić jaskinie. Do wyboru jest ich kilka, a najprzystępniejsza jest Jaskinia Mroźna (i nazwę ma całkiem fajną), do której trafimy idąc na Halę Ornak.

IMG_0534

 

A przy okazji możemy przemknąć Wąwozem Kraków, skąd dojdziemy do kolejnej jaskini – Smoczej Jamy.

IMG_0542

Dwie poprzednie jaskinie nie wymagały specjalnego gramolenia się, ale przy kolejnej (Jaskini Raptawickiej) musimy podejść kawałek po łańcuchu. Jak zawieje mocny wicher, to przy okazji trochę nas wytarga.

IMAG1097

Na koniec takiej wycieczki wypadałoby przejść się jeszcze na Ornak. Schronisko o tej porze roku puste, można siedzieć i kontemplować do woli. A jeśli zakupiliśmy oscypki przy wejściu do Doliny Kościeliskiej, to dopiero można siedzieć i siedzieć.

IMG_0549

Ale dosyć tych dolin i jaskiń! W końcu nie po to przyjechaliśmy w góry. Halny wieje nadal, więc rozsądnie byłoby pójść na jakąś przełęcz – byle nie za niską. Idealne na wietrzną pogodę jest Krzyżne – i jest to jeden z najmniej uczęszczanych szlaków w Tatrach. W październiku spotkacie tam góra kilka osób.

IMG_0577

Wycieczka jest długa (ok. 14 kilometrów w jedną stronę z Kuźnic), ale niewymagająca pod względem technicznym. Brak ekspozycji i spokojne podejście sprawia, że to trasa dla każdego. A z wysokości 2112 m n.p.m. jest już co oglądać. Po jednej stronie Dolina Pięciu Stawów, po drugiej Dolina Pańszczyca.

IMAG0744

 

Oczywiście, na górze łeb urywa, jak to przy halnym.

IMG_0590

Ale jeśli mamy dobre miejsce po zawietrznej (a na Krzyżnym takie są), możemy się usadzić i pooglądać Orlą Perć, która odchodzi na południowy zachód.

IMG_0604

 

Jeśli następnego dnia nadal zmagamy się z wiatrem fenowym, a nasza frustracja osiąga zenitu, możemy wybrać bardziej wymagającą przełęcz. Zawrat (2159) zawrócił wielu – i jeśli pogoda jest niepewna, lepiej wybrać inną opcję. Jeżeli jednak skała jest sucha, a na deszcz się nie zanosi, możemy iść. Po drodze będziemy mogli zobaczyć, jak lato ustępuje pola jesieni.

IMG_0621

 

Przechodzimy przez moje ulubione miejsce w Tatrach – Czarny Staw Gąsienicowy, z którego dociera się także na Kościelec czy Orlą Perć. Halny upierdliwy jak zawsze.

IMG_0646

 

Potem czeka nas umiarkowanie strome podejście.

IMG_0653

 

Śnieg (i Mróz) tu i ówdzie.

IMG_0662

A przy końcowym podejściu kilka fragmentów z łańcuchami i klamrami. Nie jest to trasa dla samych weteranów, ale z pewnością nie powinny jej wybierać osoby niedoświadczone. Raz, że to nieprzesadnie bezpieczne – a dwa, że ci doświadczeni z pewnością będą wdzięczni za brak kolejek przy podejściu.

IMG_0667

 

IMG_0672

Jeśli będziemy mieć szczęście i halny wreszcie da nam spokój, będzie znaczyło to tylko jedno – przed nami drastyczna zmiana pogody. Jeśli wcześniej było kiepsko, możemy z czystym sercem nastawić się na prawdziwą patelnię przez cały dzień. A to doskonała okazja, żeby wybrać się na Świnicę, która zazwyczaj złowrogo czai się w chmurach. Dróg jest kilka, ale na początek najlepiej obrać tę od Liliowego, lub od Świnickiej Przełęczy. A jeśli naprawdę lubicie chodzić, można wejść na Kasprowego i stamtąd ruszyć dalej. Kolejka w żadnym wypadku nie wchodzi w grę – chyba, że chcemy wykorzystać ją, by zobaczyć, dokąd zmierzamy.

IMG_0695

 

Po halnym miało być słonecznie – i jest, co nie zmienia faktu, że Świnica jak zwykle wygląda nieco creepy. Ale o to chodzi w zdobywaniu tego szczytu.

IMAG0761

 

Z Suchej Przełęczy (do której dochodzą wszyscy ci, którzy wjechali kolejką na Kasprowy) od szczytu dzielą nas dwie godziny spokojnego marszu.

IMG_0715

 

A po drodze podziwiać możemy stawy w Zielonej Dolinie Gąsienicowej.

IMG_0722

 

Tu Zielony Staw i Kurtkowiec (to drugie jeziorko z wysepką porośniętą kosodrzewiną), a przy okazji wiadomo, od czego pochodzi nazwa doliny.

IMG_0735

Na górę (2301 m n.p.m.) dojdziemy lekko zmachani i opaleni. Krążą mity o tym, że na Świnicy jest moment, gdy trzeba oderwać się od podłoża i: podskoczyć/poszybować/teleportować się na wyższy pułap (w zależności od wersji). W rzeczywistości trudność sprowadza się do tego, by zaprzeć się nogami o pionowy kawałek skały i podejść na łańcuchu. Jest to krótki odcinek, z którym na równinach poradzilibyśmy sobie bez zastanowienia – tu jedyny problem stanowi fakt, że znajdujemy się tak wysoko. Wszystko jest dla ludzi – szczególnie, gdy ludzie idą wyznaczonym szlakiem, mimo że wizualnie wydaje się być trudniejszy, niż dzika ścieżka obok. Nie jest. I z pewnością jest bezpieczniejszy.

IMG_0746

 

A kiedy już zajdziemy na górę, możemy wreszcie wyciągnąć nogi.

IMG_0753

A teraz pora na ciekawostkę. Schodząc, w okolicach Świnickiej Przełęczy udało nam się uchwycić widmo Brockenu. Zjawisko polega na tym, że nasz cień zostaje wzbogacony o tęczową aureolę – która podąża za nami, dopóki cień nie zniknie. Nie jest to specjalnie miły widok, bo stare porzekadło taternickie mówi, że kto zobaczy widmo Brockenu, ten już z gór nie wróci. Przy drugim natrafieniu na to zjawisko nie możemy czuć się bezpieczni, ale dopiero trzecie zdejmuje z nas klątwę. W dodatku otrzymujemy wówczas specjalną ochronę i o nic nie musimy się już martwić – góry nas nie zatrzymają.

(Szczęśliwie, tego dnia mamidło górskie widzieliśmy właśnie trzy razy, uff).

IMAG0786

 

 


Fatal error: Uncaught Exception: 12: REST API is deprecated for versions v2.1 and higher (12) thrown in /wp-content/plugins/seo-facebook-comments/facebook/base_facebook.php on line 1273